niedziela, 29 marca 2015

24

10 komentarzy:
*Elizabeth*
Wystukiwałam rytm moimi długimi paznokciami, biegnąc palcami po blacie starego i ohydnego stolika. Ze zmrużonymi oczami przypatrywałam się twarzy Toma. Od kilku minut prowadziliśmy walkę na wzrok, której nikt nie miał zamiaru przerwać. Panująca cisz zdawała się wieczna i szczerze mówiąc okropnie mnie wkurzała. Miałam ochotę przywalić mu w tę śliczną buźkę i zwiać. Czemu jednak tego nie zrobiłam? Nie mam pojęcia. Od próby ucieczki z tego miejsca powstrzymywał mnie on. Ale nie tym, że jest lecz tym, jaki jest. Z jednej strony marzyłam o kąpieli, moim łóżku, słońcu, świeżym powietrzu, Ashtonie... Ale z drugiej, Parker wydawał się być jedną, wielką zagadką, którą chciałam odkryć. Wiele pytań kłębiło się w mojej głowie. Chłopak mimo mentalności skurwiela przyciągał uwagę. 
- Zrób zdjęcie. Wystarczy na dłużej.
- Spadaj.- Prychnęłam i wywróciłam oczami.
Oparłam się o oparcie krzesła i splotłam ręce na piersi. Przygryzłam wargę i zmierzyłam go wzrokiem.
- Możesz przestać udawać skarbie?- Zagruchał milutko.
- Że niby co proszę? 
- Udajesz, że nie możesz mnie rozgryźć, co jest pretekstem do wlepiania we mnie gał. A dobrze wiem, że tak na prawdę nie możesz oderwać ode mnie wzroku.
- O tak... Masz rację! W ręcz szaleję za facetami wyglądającymi, jak po bliskim spotkaniu z tirem.- Syknęłam i odrzuciłam włosy do tyłu.
- Auć!- Przyłożył dłoń do serca.- Zabolało ślicznotko. 
Pokazałam mu środkowy palec i wstałam. Podeszłam do okna i zaczęłam przyglądać się ścianie lasu. W tej chwili zdawało się to bardziej interesujące. Usłyszałam trzask drzwiami. Z samochodu wysiedli kolejni porywacze, jak mnie mam. Po raz setny wywróciłam oczami i odwróciłam się aby zająć miejsce na łóżku. Tuż po tym, jak obróciłam się o 180 stopni uderzyłam ciałem o wysokiego chłopaka. Moje źrenice powiększyły się z zaskoczenia. Chłopak złapał mnie widząc, że tracę równowagę.
- Co robisz cioto?- Zaśmiał się nadal mnie trzymając. 
- Puszczaj debilu!- Odepchnęłam go od siebie.- To Ty się tak skradasz.
- To Ty na mnie włazisz.
- Bo za blisko stałeś! 
Pokręciłam głową i rzuciłam się na łóżko. Moje włosy rozsypały się na materacu, a wzrok skierował na sufit.
- Serio? Będziesz teraz tak leżeć?
- A mam coś ciekawszego do roboty?
- No... Masz mnie!- Prychnęłam na jego słowa.
- Nawet nie wiem ile tu siedzę. Która godzina? Jaki dzień?
- Miesiąc i rok też Ci podać?
Zmarszczyłam brwi i posłałam mu groźne spojrzenie.
- No dobra. Czaję.- Uniósł ręce w geście obronnym.- Jest piątek. Grubo po 16.
Chłopak zmarszczył oczy przyglądając się wyświetlaczowi. Po chwili jego telefon zaczął wibrować. Szybko odebrał i rzucił mi dziwne spojrzenie. Uśmiechnął się szeroko i rzucił szybkie "wszystko jasne". Rozłączył się i schował telefon do kieszeni. Ta sytuacja coraz mniej mi się podobała. Chłopak wyjął broń zza pleców i przeładował. Moja dolna warga zaczęła drżeć.
- Więc jednak się doczekałam, wiedziałam, że tak będzie.
- Nie masz o niczym pojęcia.- Powiedział pewnym siebie głosem.
Złapał mnie za rękę i jednym szarpnięciem ściągnął z łóżka. Jedną ręką trzymał moje ramię, a drugą celował w moją głowę.
- Bądź grzeczna Thomson.
Zaczęliśmy kierować się w stronę drzwi. Powoli i posłusznie robiłam to, czego żądał. Może na górze uda mi się wyrwać, ale nie tutaj.
*Ashton*
Calum poinstruował nas jak dojechać do miejsca, w którym trzymali El i wysiadł gdzieś po drodze. Ukrył się w głębi lasu. Według planu miał nas obserwować z ukrycia i informować kiedy Skailer ma podjechać. Wszystko było świetnie zaplanowane. Marc wybrał numer i zadzwonił do swojego kumpla, który miał już tam na nas czekać. Przeładowałem broń. Blondynka posłała mi krótkie spojrzenie i wróciła oczami na drogę.
- Nie spierdol Irwin.
- Dam radę. Akcja jak każda inna.
- Nie mówię o akcji. Wiem, że tego nie zawalisz.
Zmarszczyłem brwi. Dziewczyna zatrzymała samochód i oparła się o fotel. Popatrzyła na mnie badawczo.
- Zależy Ci na niej. Nie spierdol TEGO.
Przełknąłem ślinę i kiwnąłem głowę. Odwróciłem wzrok i wysiadłem z samochodu. Zamknąłem drzwi możliwie jak najciszej i skierowałem się powoli śladami Marca. Panująca cisza dobijała mnie z każdym pokonanym metrem. Miałem uczucie, jakby bicie mojego serca miało zdradzić moje położenie wrogowi. Kurczowo zaciskałem palce na czarnej, metalowej spluwie. Posuwałem się powoli do przodu. Johnson znajdujący się przede mną był już przy drzwiach. Dogoniłem go szybko. Stojąc tuż przy drzwiach wziąłem głęboki, uspokajający oddech. Uniosłem nieco wyżej moją broń i kiwnąłem do chłopaka, pokazując tym, że jestem gotów. Odmachnął mi głową i pociągnął za klamkę. Drzwi cicho zaskrzypiały i ukazały ciemne, zaniedbane pomieszczenie. Zaczęliśmy się skradać powoli do przodu. Średniej długości korytarz wypełniał półmrok. Gwar dobiegający zza prawej ściany przykuł moją uwagę. Zatrzymałem się przy framudze drzwi i wychyliłem się aby następnie zbadać pomieszczenie oczami.
- Trzech gości. Grają w karty.- Szepnąłem do Marca.
Odkiwnął głową i zaczął szykować się do ataku. Uderzenie powinno być niespodziewane. Nie do końca wiedziałem czy mamy wszystkich pozabijać, czy tylko ogłuszyć. Umieściłem palec na spuście i gotów wkroczyć do akcji, cofnąłem się o krok w tył. W ostatniej chwili przerwało mi skrzypienie drzwi umieszczonych naprzeciwko mnie. Mój wzrok powędrował na blondynkę z bronią przy głowie. Dziewczyna szarpnęła mocno ale nie udało jej się wyrwać z uścisku. Ruszyłem w jej kierunku ale zatrzymała mnie ręka na moim ramieniu.
-  Parker?! Co ty tam kombinujesz?- Zawołał facet wychodząc z pomieszczenia obok.
Wszystko nagle nabrało tępa. Głośny huk, krzyk dziewczyny. Gość padł na ziemię, El wbiegła prosto w moje ramiona. Nie czekając dłużej wyprowadziłem ją na zewnątrz. Skailer podjechała samochodem i zatrzymała się robiąc długie ślady na ziemi. Wepchnąłem Elizabeth na tylne siedzenie i usiadłem obok niej. Skai zaczęła rzucać nie małą wiązanką przekleństw pod nosem. Po chwili ciągnącej się w nieskończoność dołączyli do nas Marc i jego kolega. Panna Thomson była wyraźnie zdziwiona jego obecnością.
*Luke*
Powoli zaczynało się ściemniać. Wjechaliśmy właśnie na parking. Koncert miał rozpocząć się za ponad godzinę. Tłumy już oblężyły bramę wejściową. Grupa fanek jednak zmniejszała się, ponieważ od dawna zaczęły wchodzić. Trwało to strasznie długo. Mój telefon zaczął dzwonić chyba po raz setny. Znudzony ciągłym wysłuchiwaniem dzwonka odebrałem.
- Gdzie wy kurde jesteście?! Za jakieś 20 minut musicie być gotowi!- Wrzasnął Niall.
- Już idziemy. Były komplikacje...
- Komplikacje?! Ruchy!
Rozłączyłem się i schowałem telefon do kieszeni. Rozejrzałem się po okolicy w poszukiwaniu drugiego auta.
- Co robimy?- Zapytał Mikey.
- Musimy iść. Mają jakieś 20 minut.
Zabraliśmy swoje rzeczy i ruszyliśmy w stronę ochrony, która miała nas zaprowadzić do garderoby. Ashley szła powoli za naszą trójką. Calum postanowił zadzwonić do Asha i dowiedzieć się gdzie teraz jest.
- Będą za jakieś 15 minut. Minimum...- Jęknął zrezygnowany.
Dotarliśmy do drzwi prowadzących do garderoby. Westchnąłem głośno.
- Musimy grać na czas. Oni muszą tu dojechać.- Powiedziałem zdecydowanie.
Przejechałem wzrokiem po twarzach przyjaciół. Ashley posłała mi delikatny uśmiech i objęła mnie swoimi delikatnymi rączkami. Oddałem uścisk i schowałem twarz w zagłębieniu jej szyi.
- No i co tak stoicie? Włazić! Spóźniliście się!- Za moimi plecami warknął żeński głos.
Ktoś wepchnął mnie lekkim szarpnięciem do środka. Ta sama osoba usadziła mnie na fotelu. Zdezorientowany zacząłem się obracać i szukać odpowiedzi na zaistniałą sytuację. Nagle jakaś kobieta rzuciła się na mnie z tona pudru. Moja dziewczyna śmiała się w niebo głosy. Starsza brunetka podała mi jakieś ubrania i kazała się przebrać.
- No złociutki! Chyba nie myślałeś, że wyjdziesz na scenę jak wieśniak.- Zawołała irytującym głosem.
Chłopaki też byli nieco zdziwieni. Wzruszyłem ramionami i zacząłem powoli ściągać stare ciuchy. Przejrzałem się w lustrze aby zobaczyć efekt końcowy.
- Hemmings pudernica!
Odwróciłem się do mojej dziewczyny i objąłem ją w pasie- Jak mnie nazwałaś?- Mruknąłem jej do ucha.
- Pudernica.- Wyszeptała i połączyła nasze usta w delikatnym pocałunku.
- Dalej chłopaki! Na scenę!- Ktoś zawołał z poza pomieszczenia.
Zaczęliśmy powoli iść za ochroniarzem. Nadal zastanawiałem się co zrobić z Ashtonem, którego nadal z nami nie ma. Zatrzymaliśmy się za kulisami.
- Zaraz wchodzicie. Ej! A gdzie ten czwarty?
- Perkusista zaraz powinien być.- Wyjąkałem.
- Co? Jak to? Nie macie perkusisty?- Wzruszyłem zrezygnowany ramionami.- Co za brak profesjonalizmu! Jak nie zjawi się za 5 minut, na jego miejsce wchodzi Josh! Jasne! A teraz na scenę mi, jazda!
Wzdrygnąłem się na dźwięk jego głosu i spojrzałem na chłopaków. Powolnym krokiem zaczęliśmy wspinać się po schodach na scenę. Na nasz widok fanki zaczęły klaskać i krzyczeć. Nie spodziewałem się takiej reakcji. Tłum był ogromny! Poczułem jak serce podskakuje mi prosto do gardła. Stanąłem przy mikrofonie, na samym środku sceny. Po mojej lewej zatrzymał się Calum, a po prawej Michael. Chwyciłem gitarę i przewiesiłem ją przez ramię.
- Cześć wszystkim! Jesteśmy 5 Seconds of Summer!- Zawołałem.- Jestem Luke Hemmings! Gitara i wokal.
- Hej!- Michael pomachał do fanek.- Michael Clifford! Gitara i wokal.
- A ja jestem Calum Hood! Wokal i gitara basowa!
Spojrzałem na chłopaka i zacząłem się zastanawiać, co dalej. Nowozelandczyk wzruszył ramionami szarpnął za struny. Zaczął się popisywać, a ja wybuchnąłem śmiechem. Nagle do jego gitary dołączył dźwięk perkusji. Odwróciłem się gwałtownie. Za perkusją siedział Irwin. Otworzyłem szeroko usta, na co chłopak mrugnął do mnie. Na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech.
- Cześć wszystkim! Nazywam się Ashton Irwin i jestem perkusistą 5 Seconds of Summer!
Po chwili przestałem się zastanawiać kiedy do nas dołączył. Po prostu zacząłem grać pierwszą piosenkę. Wraz z jej początkiem wszystko straciło znaczenie. Przynajmniej na moment.
***
No dobra! Jestem. I jestem okropna, zła itd. Nie wiem, mam nadzieję, że się Wam spodoba. Jeśli ktoś czyta Say Something, to bardzo przepraszam, ja jestem w trakcie tego jednego rozdziały od ponad miesiąca i nie wiem co dalej. Umarł w butach, kaput. Staram się. Ale mniejsza o to, jak się podoba rozdział? Jeszcze coś planuję dalej więc spokojnie.


wtorek, 18 listopada 2014

23

7 komentarzy:
*Ashton*
Cały czwartek spędziliśmy ćwicząc granie na ogromnej scenie. Od czasu do czasu zaglądali do nas chłopaki z 1D. Byli całkiem fajni. Najbardziej polubiliśmy Nialla. Z pewnością był najzabawniejszy. Starałem się skupić na uderzaniu w bębny. Mimo skupienia nie potrafiłem oderwać się na 100%. Nie tym razem. Trema przed jutrzejszym występem była ogromna ale brak El potęgował moje negatywne uczucia. Czułem, że zaraz coś mnie rozsadzi od środka. Uderzałem najmocniej jak potrafiłem. Głuchy dźwięk rozległ się po okolicy. Wszyscy spojrzeli na mnie zaskoczeni. Moje źrenice powiększyły się i pierwszy raz od kilku dni zacząłem się naprawdę śmiać. Odsunąłem się od perkusji i przyłożyłem dłoń do twarzy, zakrywając tym sobie oczy.
- Sorry! Zepsułem perkusję...- Wykrztusiłem przez śmiech.
Na scenę wpadł Horan.- Wszystko ok?
- Ashton rozwalił perkusję.
Usta blondyna ułożyły się w literę o a potem wykrzywiły w uśmiechu. Chłopcy podbiegli aby obejrzeć dziurę, która powstała w jednym z bębnów.
- No dobra.- Uspokoiłem się.- Ale mamy problem... Nie stać mnie na nowe...- Bąknąłem zdając sobie z tego sprawę.
- Myślę, że to nie będzie problem. Nasz perkusista pożyczy Ci sprzęt.
- Jasne. Dzięki... Chyba.
Minęło kilka minut nim zamieniliśmy instrumenty i zacząłem ponownie grać. Na szczęście atmosfera była fajna i nikt się nie spinał z powodu mojej wpadki.
Zagraliśmy jeszcze kilka piosenek i mogliśmy wracać do domu. O dziwo graliśmy naprawdę dobrze. Wszystkim się podobało. Do tego nie mały spam na twitterze spowodowany
nagłym zainteresowaniem Directioners. Po ciężkim dniu pracy udaliśmy się do Stabucksa na kawę. W dziewiątkę usiedliśmy przy stole czekając na zamówienie. W pomieszczeniu
zrobił się lekki szum. Podejrzewam, że spowodowany obecnością chłopaków z One Direction.
- Tak jest zawsze?- Szepnął Luke.
- Niee. Zazwyczaj jakieś fanki drą się do ucha i próbują rozszarpać na kawałki.- Zaśmiał się Niall.
- Bardzo zabawne...- Bąknął Liam, jakby szykował się mentalnie na istną rzeź.
- Nawet kawy w spokoju nie wypijesz.
- Nie jęczcie.- Do rozmowy przyłączył się Harry.- Wszyscy wiedzieli, na co się piszą.
- Nikt się nie spodziewał takiego sukcesu.
- Źle Wam?
- Dobra. Dzięki ale wystarczy. Wypijmy w spokoju. Jestem zmęczony.- Jęknął Zayn.
- Zastanówcie się czego chcecie. Nie będzie odwrotu.- Ostrzegł nas Styles.
Pokiwałem głową w zrozumieniu i odwróciłem wzrok kompletnie się wyłączając.
*Elizabeth*
Siedziałam skulona na pseudo łóżku i czekałam na przyjście Toma. Jego podejrzana rozmowa sprawiła, że w mojej głowie narodziło się więcej pytań. 'Od początku był dość...
Oczywiście bardzo nad wyraz powiedziane ale jednak... Zdawał się być miłym w stosunkowo do mnie. Mimo, że był jednym z pieprzonych porywaczy... Jeśli wytnie się to, że
non stop mnie pilnuje i jest wredny, no i oczywiście, że mnie porwał! Był dość miły. A co jeśli był po mojej stronie? Niee... Nie możliwe. A jeśli miał tylko zdobyć
moje zaufanie żebym się poczuła lepiej, a następnie wbić mi nóż w plecy? To było bardziej realne.' Rozprawiałam nad tym do momentu, kiedy ktoś usiadł tuż przede mną.
Brunet posłał mi szeroki uśmiech. Uniosłam jedną brew do góry i posłałam mu piorunujące spojrzenie.
- Wiesz, El? Gdyby nie okoliczności, w jakich się poznaliśmy pewnie nigdy bym na Ciebie nie spojrzał.
Prychnęłam i zaśmiałam się.- Chyba miałeś na myśli, że szalałbyś na moim punkcie?
- Prędzej przez Ciebie.
- Daj sobie spokój Tom. Co kombinujesz?
- Co ja? Dlaczego to ja zawsze coś kombinuję?
- Jesteś u siebie. Ty zawsze coś kombinujesz.
- Możliwe, możliwe...
- Dobra, kończ tę grę. Słyszałam Twoją rozmowę. O co tutaj chodzi?
- Na mnie nie patrz. Ja nic nie wiem.- Uniósł dłonie do góry w geście obronnym.
- Kim jest Marc?- Zmrużyłam oczy.
Chłopak przysunął się bliżej mnie. Chciałam się odsunąć ale złapał mnie za ramiona i uniemożliwił mi to. Opuszkami palców przejechał po moim policzku, przez co po moim
ciele przebiegły ciarki.
- Kochanie... Nie Twój biznes. Wszystko w swoim czasie.- Mruknął do mojego ucha.
Skamieniałam, a on po prostu wstał i wyszedł posyłając mi oczko. Z pewnością był najdziwniejszym kolesiem na ziemi...
***
Pam! Parapampampampam! Ogłoszenie!
Myślałam, myślałam i myślałam. (Znaczy rozleniwiłam się totalnie...) No i mam nieco inny pomysł, co oznacza, że- wiem cieszycie się- ff nie skończy się na odbiciu El.
Tak, dobrze wszyscy myśleli. Kocham te nagłe olśnienia w ostatniej chwili! Tak bardzo! Hahahah...
-_- <sarkazm>
Chciałabym mieć wszystko jasno ustalone, a tu nagle coś... Ale Wy się, mam nadzieję, cieszycie. Papatki! Lovki itd.
P.S.
Przepraszam za obsuwę... :( Nie miałam neta. :(


czwartek, 13 listopada 2014

22

3 komentarze:
*Skailer*
- Gdzie do jasnej ciasnej podziali się Hemmings i Irwin?!- Wrzasnęłam.- Mój brat zaraz tu będzie.
- Pójdę ich poszukać.
- Dobra Michael. Leć. Pytania?
- Umówisz się ze mną?
- Spadaj Hood! Nie mam czasu! Ktoś jeszcze?
- Ta spluwa to serio była?
- Tak Ashley. Serio.
- Ym... To co robiłaś u mnie w domu?
- Myślałam, że ktoś chce Was porwać.- Wzruszyłam ramionami.
- Ale...- Zaczął jęczeć.
- NIE CALUM! MAM CI TO PRZELITEROWAĆ? N I E  U M Ó W I Ę  S I Ę  Z  T O B Ą.
Do pomieszczenia weszli Mikey, Luke i Ashton, a za nimi Marc.
- No kochani!- Klasnęłam w dłonie.- Pełna mobilizacja! Skupcie się bo nie będę powtarzać!
- Widzę, że siostrzyczka jest w swoim żywiole! Uważajcie, ona uwielbia się rządzić.
- Braciszku... Nie rządzić tylko planować. P L A N O W A Ć! Jasne? A teraz siadaj.
Stanęłam przed nimi. Na tę chwilę czekałam. Uwielbiam wygłaszać przemówienia. Pomijając fakt, że El nadal była porwana, a wszystko się wydało, to byłam zadowolona.
- Skoro wszystko się wydało, a wiedziałam, że w końcu to nastąpi. No sorry ale jesteście rozbiegani, a ja nie wiem jak sama miałam upilnować waszą szóstkę... What ever. Plan jest taki. Wy grzecznie siedzicie sobie tu, a my z Marciem zajmiemy się resztą. Dziękuję za uwagę!
- Co? Zaraz! Chwila! My też chcemy pomóc! To moja przyjaciółka.- Zawołała dziewczyna.
- Nie. Nie ma mowy. Zostajecie.
- Chwila. Skai. Daj się dzieciakom wykazać.- Mruknął mój brat.
- Marc!
- Tak mam na imię skarbie.
- Nie wtryniaj się! To moja akcja.
- Hahaha... Z tego, co wiem to nie radziłaś sobie.
- A kto nie potrafił namierzyć Ducha ty debilu?!
- Ja pierdolę! Zamknijcie się! Jak moja mama nas usłyszy to będzie koniec!-Wrzasnął Michael.
- Dobra. Skailer. Inaczej.- Zaczął Irwin.- Dasz mi broń. Umiem strzelać, w przeciwieństwie do pozostałych. Cal musi nas tam zaprowadzić. Nasza trójka wchodzi. Zabieramy El i uciekamy. Ktoś musi czekać z samochodem w gotowości. Tylko podjedzie i nas zabierze.
- Jasne ale musimy się wszyscy zmieścić. Mam tam jeszcze wtykę.- Wtrącił się Johnson.- Samochód raczej 5 osobowy, a fajnie jakby było czym oddychać.
- Co za problem? Weźmy 2 auta.- Dorzuciłam znudzona.- Dobra. Może być. Ale jak się komuś coś stanie...
- Nic nam nie będzie.- Powiedziała pewna swego Ashley.
- Ty młoda zostajesz w domu.- Wtrącił jej brat.
- Bo co? To też moja przyjaciółka!
- Cicho dzieci! Ashley zostaje. Który umie ładnie prowadzić?
Przez chwilę nastała cisza. Wszyscy patrzyli jeden na drugiego. 'Co za cielaki! Pchają się do pomocy, a żaden nie umie prowadzić... Co się dzieje z tą młodzieżą?!'
- Luke jest świetnym kierowcom.
- Dzięki Ashley. Luke?- Zwróciłam się do chłopaka.
- Jasne. Mogę pomóc.
W garażu rozbrzmiał dźwięk telefonu. Marc wyszedł na zewnątrz i po kilku minutach wrócił.
- Ok. Wszystko musi odbyć się w piątek.
- CO?!- Zawołali chórem.
- No cóż... Musicie wybrać. Koncert albo przyjaciółka.
*Ashton*
Od odejścia Skailer i Marca panowała niezręczna cisza. Wszyscy zastanawiali się, co dalej. Koncert jako support 1D to była ogromna i niepowtarzalna szansa. Nie mogliśmy jej zmarnować. Ale z drugiej strony nie mogliśmy zawieść El. Była naszą przyjaciółką. No właśnie, naszą? Była ich przyjaciółką, ale dla mnie kimś więcej. Ten uśmiech, błysk w oku. Głos, sposób w jaki mówiła i myślała. Wszystko razem... Była najlepsza na świecie. Szkoda, że ja wręcz przeciwnie. Skończony idiota z problemami na karku. Z tych nerwów wplotłem palce we włosy i zacząłem za nie ciągnąć.
- Ashton.- Wyszeptała siostra biorąc moją twarz w dłonie.- Nie przejmuj się. Damy jakoś radę.
- Ashley...- Zacząłem.
- Nie! Słuchaj mnie. Wszyscy słuchajcie. Koncert jest wieczorem. Zaczyna się o 20. Przynajmniej o 19 pewnie powinniście tam być. Ja nie widzę problemu. Zdążymy. Nie musicie rezygnować!
- Wiecie. W sumie ona ma rację.- Powiedział Luke.
Przejechałem wzrokiem po ich twarzach. Wszyscy wlepiali we mnie swoje gały. Wziąłem głęboki oddech. Czy oni czekali na to, co powiem?
- Możemy spróbować. Ale wszystko musi być zapięte na ostatni guzik.
- Świetnie! Ja zadzwonię i powiem, że bierzemy udział.- Zawołał Michael i opuścił pomieszczenie.
- Wiecie... Nie jestem przekonany ale... W sumie.
- To proste. Po całej akcji musicie jak najszybciej dojechać na koncert.
- A próby? Na bank jakieś będą.- Mruknął Cal.
- Poczekajmy na Michaela.
- O wilku mowa...
- Dobra. Jutro możemy mieć próby. A na koncert mamy się stawić o 18:00. O 19:30 wychodzimy na scenę. Więc do tego czasu musimy się uwinąć.
- Świetnie! Ashton. Dzwoń do Skai.- Poleciła brunetka.
Wyjąłem telefon i wybrałem numer. Po kilku chwilach usłyszałem melodyjny głos blondynki po drugiej stronie.
- Skailer? Damy radę. Szykuj sprzęt.
***
Okey. To teraz tak. Nie wiem czy będzie epilog. Kto się na tym zna? Czy jeśli był prolog musi być epilog? Chwila... A był prolog czy 1 rozdział? Mam rozkminę... <<ciota sprawdza czy był prolog>>
Okey... Nie było prologu, ale chcecie epilog? XD Spoko, jeszcze rozdział 23. Będzie w niedzielę. :D Potem nie wiem kiedy następne rozdziały...  I okey, będzie epilog. Wszystko wiem... Co myślicie? Będziecie tęsknić? Hihihi. Jeszcze ogarnę Say Something, muszę się wziąć za to. I oczywiście będzie całkiem nowe ff! Pamiętniki Mills. Chyba już o tym wspominałam. Napisałam tam już 10 rozdziałów więc nie będzie problemu :D Mam motywację do pisania. Sorki, że tak przynudzam ale będę tęsknić. Nie przewiduję kontynuacji "Początek". Przepraszam, wiem, że mogłam się bardziej postarać. :(
To chyba wszystkie ogłoszenia na dziś.
Buziaki!