poniedziałek, 10 listopada 2014

21

*Ashton*
Skończyliśmy grać, a dziewczyny zaczęły klaskać. Brakowało tylko jednej. Nawet dzięki grze na perkusji nie potrafiłem się ogarnąć. 
- Muszę powiedzieć El!- Usłyszałem.
Wtedy do mnie dotarło, że przecież nikt nie ma o niczym zielonego pojęcia. 
- Om... Ja je powiem. Nie fatyguj się.
- Ale od kiedy byliśmy wszyscy razem się nie odzywała. Muszę sprawdzić czy wszystko ok.
Nabrałem powietrza aby się uspokoić. Dziewczyna zaczęła szukać numeru.
- Ash. Chyba musimy pogadać.- Powiedział Calum.
- Ja też muszę z Tobą pogadać.- Zawołał Luke.
- Nie mam czasu.
Zacząłem kierować się do wyjścia. Chciałem jak najszybciej uniknąć konfrontacji. Ciszę, która na chwilę zapanowała przerwał dźwięk telefonu, który rozdzwonił się na dobre w mojej kieszeni. Przybiłem sobie face palma.
- Ashton! Czemu w Twojej kieszeni  jest telefon Elizabeth?
'Wpadka...'- Mmm... Ja.
- Ashton. To ważne!- Hood podbiegł do mnie złapał za ramię. 
- Nie! On teraz gada ze mną!- ASHTON! WRACAJ MI TU! W TEJ CHWILI!
- No proszę! Nawet drzesz się na mnie jak matka!- Wrzasnąłem. 
Do garażu wszedł Mikey, który znowu dostał od mamy zjebę za syf w łazience. Wspominałem już, że ma fioletowe włosy? Chłopak zaciągnął mnie na kanapę i usadził siłą. 
- Ja...
- El została porwana.- Powiedziała blondynka.
Wszyscy spojrzeli na dziewczynę ze zdziwieniem.
- Że co?! Zwariowaliście do cholery?! To nie jest śmieszne!- Wykrzyczała ze łzami w oczach.- Ashton...
- To prawda. Kiedy ją odwiozłem. W jej domu już... Już ktoś był i. Ja przepraszam Ashley.- Coś we mnie pękło i po prostu się rozpłakałem.- Nie zdążyłem. Chciałem jej pomóc ale...
Dziewczyna podbiegła do mnie i wtuliła się mocno. Objąłem ją ramionami i odwzajemniłem czynność. 
- Ashton.- Spojrzałem na Caluma.- Widziałem ją. Wiem... Znaczy chyba wiem, gdzie ją trzymają.- Chłopak podał mi bransoletkę.- Leżała w krzakach, w lesie.
- Dałem je ją kiedyś na urodziny. 
- Trafisz tam?- Skailer przejęła inicjatywę. 
Zaczęli coś ustalać i się dogadywać ale nie miałem głowy do słuchania. Skailer próbowała wytłumaczyć sytuację i kłóciła się z moją siostrą. Wyszedłem stamtąd prawie niepostrzeżenie. Usiadłem na ławce z tyłu domu i podciągnąłem rękawy. Opuszkami palców przejechałem po starych śladach krótkich cięć. Od roku nie tknąłem żyletki Był to jeden z powodów, dla których wyjechałem. Sytuacja w domu działała na mnie toksycznie. Doprowadziła do tego, że kaleczyłem swoje ręce. Jak to możliwe, że jeszcze nikt nie zauważył? A może po prostu nie chcieli nic mówić. Po raz kolejny chciałem to zrobić wczoraj wieczorem. 'To moja wina.'
- Nie obwiniaj się.- Podniosłem głowę i szybko schowałem ręce w rękawach koszuli.
- Mogłem jej pomóc. 
- Ale nie zdążyłeś, a zachowujesz się jakbyś na nią ściągnął tych porywaczy.
- A co jeśli to zrobiłem? Jeśli ściągnąłem na was wszystkich niebezpieczeństwo?- Hemmo pokiwał przecząco głową.
- Nikt Cię nie obwinia. I Ty też nie powinieneś.
- Chciałeś pogadać.
- Tak. Um ja... Chciałem zapytać. Nie chcę być wścibski czy coś ale. Nie miałem jak wejść do Ashley, a tylko drzwi od Twojego pokoju były otwarte, znaczy od balkonu. I wszedłem, ale te prowadzące na korytarz były zamknięte. 
- Czy chcesz powiedzieć, że grzebałeś w moich rzeczach?- Spojrzałem na niego lodowato.
Skinął niepewnie głową.- Znalazłem klucz ale i...
- Żyletki. Tak. Wiem. To... Zamknięty rozdział. Mam nadzieję...
- Jasne. Przepraszam.
Uderzyłem go delikatnie pięścią w ramię.- A jak z moją siostrą?
- Myślę, że będzie dobrze.
- To dobrze. 
*Elizabeth*
- Dziewczyno! I po co łazisz w kółko?!
- Denerwuję Cię? Muszę coś robić. Nie trzeba było mnie tu zamykać. Nie utknąłbyś tutaj ze mną.- Wysyczałam. 
- Słuchaj laluniu.- Zbliżył się do mnie.- Jak by Cię nie porwali, albo jakby Twój kochaś trzymał się swoich spraw to nie musiałbym Cię pilnować.- Warknął na tyle głośno, że tylko ja zdołałam go usłyszeć.
- Co masz na myśli?
- Dowiesz się jak stąd wyjdziesz.
- O ile wyjdę. 
- Już nie jesteś tego pewna? Przecież, Cię szukają. 
- Nie mówiłam tego.
- Ale tak pomyślałaś.
W piwnicy rozległ się dźwięk telefonu. Tom wyjął z kieszeni komórkę i odebrał połączenie. Po chwili już go nie było. Oparłam się o ścianę i osunęłam po niej na podłogę. Nad moją głową znajdowało się okno, zza którego dobiegł mnie szelest kroków. Ktoś zatrzymał się i rozmawiał przez telefon.
- Nie... Jestem tutaj z nią sam... Nie... Może jutro? Tak. Słuchaj. Jak ma to wyglądać wiarygodnie, to musi tutaj być ktoś jeszcze. Mhm... Czekaj Marc. Ale tak nie da rady... Nie... Taaa... Już się nie mogę doczekać. Ta laska mnie wkurwia. Na razie.
Moje oczy powiększyły się. Coś się kroiło i byłam pewna, że chodziło o mnie.
***
Piszę i piszę, Mam nadzieję, że jest ok :D Kto się cieszy? Komentujcie :*


4 komentarze:

  1. Piszesz na prawdę dobrze. Ciekawe o co chodzi z tą rozmową telefoniczną. Czekam na nn.
    http://gorzki-smak-ff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny. Czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  3. Super! Czekam już na następny :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział!
    Zapraszam do siebie :3
    http://terriblefanfic.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń