*Ashley*
Złapałam torbę i usłyszawszy dzwonek wybiegłam z
klasy. Szybko wrzuciłam książki do szafki i skierowałam się na parking.
Wyszłam tylnym wyjściem i podeszłam do biało-czerwonego mini. Przekręciłam kluczyki i przycisnęłam pedał gazu. Rozpędziłam się, jechałam niewiarygodnie szybko.
Łamałam wszystkie przepisy drogowe, co było do mnie zupełnie niepodobne.
Zerknęłam na zegarek. '14:27. Cholera. Muszę zdążyć!' powtarzałam sobie w
duchu. Tuż przed angielskim zadzwoniła do mnie Elizabeth. Była roztrzęsiona i potrzebowała
mnie. Mamy się spotkać po drugiej stronie Sydney. 'Mam jeszcze 23 minuty.
Spokojnie. Może nie trafię na korki.' Pędziłam przez centrum miasta jak
szalona. Na ulicę wbiegł jakiś dzieciak. Gwałtownie zahamowałam. Pisk opon,
ślady hamowania. Mały chłopiec zdążył odskoczyć. 'Uff. Mało brakowało.' Miał
szczęście. Ja też. Ruszyłam dalej. Jeszcze parę krzyżówek, w prawo, w lewo,
potem prosto i przez most. Łatwizna. Dojechałam na czas. Wybiegłam z pojazdu i
ruszyłam pędem w gęstwinę lasu. Kierowałam się starą ścieżką. Prowadziła do
naszego domku. Mój tata wybudował go dla nas kiedy byłyśmy małe. Mogłyśmy
spędzać tam razem czas. Teraz przyjaciółka potrzebowała mnie. To już nie jest zabawa. Zgrabnie zjechałam z niewielkiej skarpy i po linowej drabinie wspięłam się do małej chatki. Nie jeden dzieciak pozazdrościłby nam tego miejsca. Wskoczyłam
do domku. Moje oczy przyzwyczaiły się do panującego wewnątrz mroku i zauważyłam
siedzącą przy naszym stoliczku Elizabeth.
- El? Jestem.- powiedziałam.
Blondynka spojrzała na mnie i uśmiechnęła się. Wyraz jej twarzy zbił mnie z tropu. Jeszcze godzinę temu płakała przez telefon. Kto
jak kto, ale ona nie potrafi udawać radości czy smutku. Zawsze jest szczera z
uczuciami i pokazuje je wszystkim dookoła. Można ją porównać do otwartej księgi. Pewnie
dlatego wszyscy chłopcy na nią lecą. Nie jest tak skomplikowana jeżeli
chodzi o tak zwane "fochy".
- Nareszcie. Już nie mogłam się doczekać.- powiedziała
z ekscytacją.
Gestem ręki zaprosiła mnie do stoliczka. Usiadłam
naprzeciwko niej.
- No więc? O co chodzi? Kiedy ostatnio rozmawiałyśmy
płakałaś.
- A no tak. Racja. Już dobrze. Muszę ci coś
opowiedzieć. Nie uwierzysz kogo spotkałam!...
*Elizabeth godzinę wcześniej*
Wysiadłam z autobusu i
skierowałam się w stronę mojego ulubionego centrum handlowego. Miałam dosyć
szkoły na ten tydzień. ‘Pewnie Ashley mnie zabije. Zostawiłam ją samą w szkole
żeby iść na zakupy.’ pomyślałam. Mogłam ją zapytać o zdanie, nawet jeżeli znałam
odpowiedź. W końcu jesteśmy przyjaciółkami. Od kiedy zniknął jej brat była
wzorem do naśladowania. Za wszelką cenę chciała pokazać rodzicom, że jest
lepsza od niego i że nie muszą się obawiać i o nią. Bali się, że ona również
ucieknie w wielki świat. Odgoniłam niesforne myśli. Wbiegłam do windy. Zdążyłam
w ostatniej chwili. Wjechałam na najwyższe piętro i zawędrowałam do ulubionego
sklepu. Rozejrzałam się w dziale ze spodniami, nic nie przykuło mojej uwagi więc zaczęłam szukać ładnej sukienki
na lato. W końcu zbliżały się wakacje. Przymierzyłam jakieś dziesięć kreacji, ale nie mogłam się na nic zdecydować. Brakowało mi porad przyjaciółki, nie
mogłam przestać o niej myśleć. Minął już ponad rok od kiedy po Ashtonie został
pusty pokój i tandetny liścik: „Kochani rodzice i droga Ashley. Przepraszam ale
nie daję już rady. Muszę odejść. Nie szukajcie mnie. Czas ruszyć w świat.”.
Prychnęłam sama do siebie i postanowiłam wypić kawę. Kupiłam małą latte
macchiato. Spojrzałam tęsknym wzrokiem na słodycze zdobiące ladę kafeterii.
‘Pamiętaj o diecie. Musisz wyglądać bosko dla…’ urwałam tę myśl. ‘Przecież on
nie wróci’. Posmutniałam. Nigdy nikomu nie powiedziałam, co czułam do Irwina.
Nawet najlepszej przyjaciółce, jego siostrze. Łza zakręciła się w moim oku.
Zaczęłam iść szybciej. Nikt nie może mnie zobaczyć w tym stanie. Wyszłam na
zewnątrz i spojrzałam na zegarek. Wskazywał 13:31. Przeszłam przez parking
pełen aut. Rozpędziłam się, zaczęłam prawie biec. Nagle poczułam silne uderzenie jakbym wpadła na ścianę i
przewróciłam się. Cała zawartość plastikowego kubka z kawą wylądowała na mojej
białej bluzce. Facet, na którego wpadłam zaczął na mnie krzyczeć.
- Co ty robisz
wariatko?! Patrz jak łazisz!- wykrzyczał rozwścieczony chłopak.
Spojrzałam na niego ze
łzami w oczach. Odgarnęłam włosy z twarzy.
-El? Elizabeth?- zapytał
spokojniejszym i nieco zdziwionym tonem.
Szybko zniżył się do
mojego poziomu i otarł moją mokrą twarz. Spojrzałam w jego brązowe oczy. A może
były złote? Albo miodowe? Wszystkie na raz, idealnie harmonizujące ze sobą
odcienie połączone w dwie tęczówki. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. ‘Może to
sen?’ pomyślałam.
- Ashton…- wyszeptałam
zaskoczona. Oniemiałam z wrażenia.
Blondyn pomógł mi wstać
i przeprosił za swoje zachowanie. Kiedy złapał mnie za rękę poczułam
ogarniającą mnie falę ciepła. Na nowo odżyła we mnie nadzieja. Uśmiechnął się na
pożegnanie i zniknął w taksówce. Na nowo rozpłakałam się jak dziecko. Wyjęłam
szybko komórkę i wybrałam numer.
- Halo? Elie? Gdzie
jesteś?- usłyszałam.
- Musimy się prędko spotkać! O 14:50 w naszym miejscu!- powiedziałam drżącym głosem. Nie potrafiłam
opanować płaczu i strachu. Czego się bałam? Nie jestem pewna. Na dodatek
poparzyłam całe dłonie i miałam mokrą koszulkę.
- Ale co się stało?
Halo! Elizabeth czy ty płaczesz?- dopytywała przerażona.- Słuchaj, będę zaraz
po angielskim. Czekaj tam na mnie. Słyszysz? Martwię się o ciebie.
Omg jestem z Ciebie dumna asdfghjhgxjhzk! Nie mogę się doczekać dalszego rozwoju akcji, Irwin pewnie sporo namiesza w ich życiu :) Pisz jak najszybciej kolejny!
OdpowiedzUsuńŚwietne! xx //BananaxD
OdpowiedzUsuńDzięki :*
Usuń